Produktów firmy MAC nie trzeba raczej przedstawiać. Chyba każda osoba, która choć trochę interesuje się kosmetykami, zna tę firmę.
Dzisiaj chciałabym zaprezentować Wam Paint Pot w odcieniu Soft Ochre.
Zacznijmy od opakowania. Cień zamknięty jest w słoiczku z grubego szkła z porządną plastikową nakrętką. Jestem na tak. Prosto, bez udziwnień, nie wieje tandetą.
W słoiczku mieści się 5g produktu, zapłacimy za niego coś koło 80zł. Do kupienia w salonach MAC, niektórych Douglasach lub online Klik!
Soft Ochre to mój pierwszy i póki co jedyny Paint Pot, nie wiem czy inne odcienie inaczej zachowują się na skórze, nie mam (jeszcze) porównania.
Pani w MAC poleciła mi ten odcień, twierdząc, że jest uniwersalny. Można go stosować solo, do wyrównania kolorytu powieki, lub jako baza pod cienie. Niektórzy nawet używają go jako korektora pod oczy. Osobiście nie polecam ostatniego zastosowania, cień ma matowe wykończenie, może podkreślać zmarszczki.
Soft Ochre, to piękny, żółtawy "cielak". Najczęściej używam go w połączeniu z kreską na powiece. Niestety, jest nieprzewidywalny. Jednego dnia pięknie trzyma się aż do demakijażu, następnego już po kilku godzinach zbiera się w załamaniu powieki. Nie wiem od czego to zależy, przez to nie używam go za często. Pro Longwear? Pfff... Może go jeszcze rozgryzę. A możeto z moimi powiekami jest coś nie tak?
Jeśli chodzi o cień jako baza, to jest lepiej pod względem trwałości, ale trochę ciężko rozprowadzić inne cienie na tej "bazie".
Podsumowując, Soft Ochre jest bardzo kapryśny, a szkoda! Nie zachęca do kupowania innych Paint Potów, ale zaryzykuję. Jestem cholernie ciekawa czy inne też się tak zachowują, czy tylko ten.
Póki co jestem trochę rozczarowana i za bardzo nie rozumiem jego fenomenu.
A miało być tak pięknie...
xoxo